Pani Hanna przez większość życia pracowała na szkodliwym produkcji-w fabryce w rodzinnym mieście, która była jedynym miejscem, gdzie można było uzyskać przyzwoite wynagrodzenie. Nigdy nie myślała o zmianie zawodu, ponieważ w małym mieście, gdzie mieszkała nie było innych perspektyw, a po drugie, musiała zarabiać na utrzymanie swojego ukochanego syna.
Na męża nigdy szczególnie nie mogła liczyć, gdyż już kilka miesięcy po ślubie, kiedy odkryła, że niebawem ich rodzina się powiększy, zdała sobie sprawę z tego, że głową rodziny jest ona sama. Utrzymanie rodziny, wychowanie syna, urządzenie sobie jakiegoś skromnego życia- wszystko spoczywało na jej barkach.
Oczywiście, niekiedy rozważała rozwód, ale ostatecznie stwierdzała, że lepiej żeby dziecko miało jakiegokolwiek ojca niż żadnego. Dzięki swojej ciężkiej pracy w fabryce, Pani Hanna mogła wysłać syna na studia do dużego miasta. Chłopak był mądry i zależało mu na tym, aby szybko stanąć na własne nogi. Odnosił sukcesy w nauce, dostał dobrze płatną pracę i został zaproszony do podjęcia pracy w stolicy.
Tam też poznał pewną dziewczynę, z którą szybko zdecydował się na ślub. Hanna nie bardzo lubiła swoją synową, nie podobało się jej to, kiedy para przyjechała w gości, a synowa zaczęła szydzić z małego miasteczka i ciągle chodziła z urazem na twarzy jakby była wysoko urodzoną arystokratką. Jednocześnie kobieta wiedziała, że dziewczyna pochodziła z jednej z podmiejskich wsi.
Kiedy Hanna skończyła 60 lat, trafiła do szpitala. Okazało się, że przyczyną były długoletnie, szkodliwe warunki pracy. Wkrótce została wypisana ze szpitala, ale potrzebowała pomocy w domowych obowiązkach. Męża już dawno nie było przy niej, więc zwróciła się z prośbą o pomoc do syna, ale ten również nie mógł jej pomóc, ponieważ znajdował się za granicą. Wtedy Pani Hanna postanowiła zwrócić się z prośbą o pomoc do sąsiadki- Kasi, której obiecała zapłacić za pomoc w gospodarstwie. Dobroduszna dziewczyna podjęła się pomocy całkowicie za darmo, mówiąc, że starsza kobieta „potrzebuje pieniędzy”. Brała pieniądze jedynie na zakup produktów, z których gotowała jej obiady.
Odczuwając ogromne poczucie wdzięczności, Hanna, czując, że czas dobiega końca, sporządziła Testament, zgodnie z którym jej mieszkanie odziedziczyć miała młoda Sąsiadka. Nie było to kierowane jakąkolwiek niechęcią do syna, po prostu logicznie oceniła, że jej dziecko ma wszystko, czego potrzebuje, a tanie mieszkanie w małym mieście mu do niczego nie służy.
Pewnego dnia Kasia musiała wyjechać z miasta na dwa tygodnie. Wiedząc, że syn wrócił już do kraju, matka postanowiła zadzwonić i jeszcze raz poprosić o pomoc. W trakcie rozmowy opowiedziała o sąsiadce i o tym, że to właśnie ona jest spadkobierczynią jej mieszkania. W ten sposób chciała podziękować jej za bezinteresowną pomoc.
Po chwili rozmowy w telefonie zapanowała cisza, aż odezwał się głos synowej, która najwidoczniej musiała słyszeć rozmowę.
-Skoro wykreśliła nas z testamentu, niech sama się o siebie zatroszczy!
-Cicho bądź!- syknął syn.
Hanna czekała cierpliwie na to, co powie syn.
-Mamo, postaram się przyjechać, ale nie obiecuję, ponieważ w pracy grożą mi wcześniejszym powrotem z urlopu.
-Dobrze… – kobieta nie pozostawiła nadziei, że jej syn i tak przyjedzie.
Z całej siły ganiała myśl, że „wcześniejszy powrót do pracy” powstał w związku z jej słowami o testamencie.
Tak też się stało. Syn nie zdążył jej odwiedzić…