To było już jakiś czas temu. Pewnego dnia na weselu poznaliśmy się z wodzirejem tej imprezy oraz jego małżonką. Tak się złożyło, że mieliśmy wspólne zainteresowania i rozmawiało nam się naprawdę dobrze, dlatego też wymieniliśmy się numerami.
Pewnego dnia wraz z żoną zaprosili nas na imprezę, która miała odbyć się u nich.
Z żoną byliśmy zaskoczeni ich mieszkaniem. Meble wyglądały tak, jakby miały się niebawem rozpaść, a poza tym panował ogólny bałagan. Sytuację ratowało jednem.ak towarzystwo i piosenki, które śpiewali i grali na gitarze – para miała piękny głos, który naprawdę był kojący dla uszu. Śpiewali stare, znane hity i jakoś tak wieczór zleciał niezauważenie – już po pierwszej piosence przestaliśmy zwracać uwagę na bałagan w domu. Gitara grała, a dwa cudowne głosy śpiewały wspaniałe piosenki. Bawiliśmy się, śpiewaliśmy, śmialiśmy się i opowiadaliśmy sobie ciekawe historie z życia. To było piękne spotkanie, które uważam za jedno z bardziej klimatycznych w życiu.
Kilka tygodni później w ramach rewanżu zaprosiliśmy ich do siebie. Oczywiście nie mogliśmy im zapewnić takiego “stylu”, jakim było otoczenie w postaci rozpadających się mebli i brudnego dywanu, ale za to przygotowaliśmy pyszną kolację.
Nie można tego opisać słowami jak bardzo byliśmy zaskoczeni gdy zamiast jednej pary gości pojawiły się dwie. Co więcej, jedna z nich miała dziecko, które zapewne chodziło do podstawówki. Punktem kulminacyjnym tego spotkania był fakt, że nasz drogi wodzirej przyszedł z nową partnerką, którą nam przedstawił.
Głupio było nam wystawić ich za próg, więc pozwoliliśmy im wejść do środka. Niestety, wkrótce kolacja przerodziła się w zwykłą libację alkoholową. Nie było już mowy o śpiewaniu piosenek i miłym spędzaniu czasu. Główną gwiazdą wieczoru był nasz “kolega” Jerzy, który przekrzykiwał całe towarzystwo. Ogólnie nasi “goście” zachowywali się wyjątkowo nieprzyzwoicie.
Towarzyszące im dziecko, które w moich oczach jawiło się jako mały diabeł wkradł się do każdego zakątka naszego mieszkania. Największym ciosem było dla mnie to, że zepsuł moją ulubioną zabawkę z czasów dzieciństwa, którą podarował mi wtedy mój wujek. Dla mnie ta miniaturowa figurka motocyklu była niezwykle cenną pamiątką. Zresztą to była wspaniała zabawka – motocyklowi można było włączył nawet reflektory! Nazywałem to nawet naszą pamiątką rodzinną, ponieważ zabawką tą bawił się mój brat, siostra, potem mój syn i dzieci siostry, kiedy przychodziły nas odwiedzić.
– Nawet im głupiej zabawki szkoda – powiedzieli „goście” i wyszli ze skwaszonymi minami.
Po co nam tacy goście?