Na korytarzu szpitala kobieta w wieku czterdziestu lat krzyczała na lekarza. Podskakiwała przed nim, machała rękami a nawet próbowała go uderzyć.
– Jak śmiesz? Kto dał ci prawo? Pozwę cię. Tak, ona musi myśleć o zdrowiu po operacji. A ty dla niej, a ty dla nich… Jak mogłeś? Tak, ja ciebie… ty, ty…
Słuchał w milczeniu. Potem odpowiedział.
– Naprawdę nie rozumiesz? Twoja córka ma osiemnaście lat. Ma prawo do własnych decyzji. W końcu zarówno on, jak i ona, mają prawo do kilku dni szczęścia.
Rozmawiali na środku korytarza, a ja próbowałam ich ominąć.
Lekarz miał duże dłonie z długimi palcami i wystającymi żyłami. Odpowiadając kobiecie, odwrócił się do niej plecami i poszedł. Pobiegła za nim a potem wróciła.
– On, on… wczoraj dał im zgodę a dziś już się pobrali.
– Więc to jest szczęście — odpowiedziałam – twoja córka wyszła za mąż.
– Nie potrzebuję tego małżeństwa i nie potrzebuję takiego zięcia. Co ty w ogóle rozumiesz`? Z kim ja rozmawiam?
Zniknęła.
A ja poszłam na ślub, ten sam, tak wyszło. Obok szpitala onkologicznego.
Kilkunastu gości. Duże ciasto, owoce, ser. Coś jeszcze. Potem, białą limuzyną, podjechali młodzi. Ona, ubrana w białą sukienkę i piękną popielatą perukę, jest blada, prawie przezroczysta. O kulach. On jest w jasnoszarym garniturze, z pustym rękawem, bladym, wysokim młodzieńcem. Gratulowaliśmy im. Złote obrączki błyszczały na ich palcach. Rodzice pana młodego popłakali się. A ze strony panny młodej była tylko babcia i jedna przyjaciółka. Młodzi całowali się i śmiali. Szampan bulgotał w szklankach. Kierowca limuzyny nacisnął klakson…
Zmarła cztery miesiące później. Przeżył ją o trzy dni…
Jego matka spojrzała na dwa kopce i rozchyliła rękę. Dwie obrączki lśniły na dłoni.
– Umarł spokojnie. Zadzwonił do mnie i powiedział, że musi iść do niej. Westchnął i tyle.
– Kondolencje – odpowiedziałam.
– Wiesz – wyszeptał lekarz – operowałem ją 4,5 godziny. Jego 3. Praktycznie nie było szans. Mniej niż setny procent. Zadaję sobie pytanie, czy warto? Może tylko przedłużyłem ich mękę`?
Nie miałam pytań i nie miałam odpowiedzi. Właśnie przypomniałam sobie białą limuzynę z głupią lalką, posypaną brokatem drogę, całującą się młodą parę i bąbelki w szampanie.
I jego słowa: „mają prawo do kilku dni szczęścia”.