Moja córka miała dziewięć lat, kiedy zmarł jej tata. Zostałam sama z dzieckiem i chociaż było ciężko, jakoś dawałyśmy sobie radę.
Minęły dwa lata, poznałam Wojtka i po jakimś czasie postanowiliśmy zamieszkać razem. Bardzo dobrze traktował moją córkę, więc byłam dobrej myśli co do naszego związku.
Nie minął rok od wspólnego zamieszkania, kiedy na progu naszego domu stanęła Barbara, była żona Wojtka. Trzymała za rękę małego chłopczyka. Damian miał dwa i pół roku i wyglądał zupełnie jak Wojtek. To był szok, bo nie miał pojęcia o tym, że ma syna.
Barbara wyjaśniła nam, że ma spore problemy finansowe ale właśnie dostała propozycję pracy za granicą i nie chce zabierać ze sobą dziecka. Przyprowadziła Damianka, bo ma nadzieję, że zgodzimy się nim zaopiekować. Choć sytuacja była mocno zaskakująca, po pierwszym szoku doszliśmy do wniosku, że nie możemy się na to nie zgodzić. W końcu to było też jego dziecko.
Umowa była taka, że Barbara przez rok będzie układała sobie życie w innym kraju a później wróci po syna. Przez jakiś czas dzwoniła dosyć często, później jednak jej kontakty z nami stały się coraz rzadsze aż w końcu ustały całkowicie.
Damian okazał się dzieckiem bardzo miłym, aczkolwiek wyglądało na to, że nie rozwija się prawidłowo. Odwiedziliśmy wielu lekarzy zanim wszystko się unormowało, Damianek nauczył się żyć z nami i zaczął się odpowiednio rozwijać.
Z czasem chłopiec okazał się bystrym i mądrym dzieckiem, które pokochałam z całego serca jak własne. Życie toczyło się w spokoju, bez większych wstrząsów. Córka bez problemów dostała się do szkoły średniej, Damianek poszedł do przedszkola a w naszym domu doszedł nowy lokator – kotek, o którym marzył chłopiec.
Wyglądało na to, że matka zapomniała o swoim dziecku. Przez sześć lat nie mieliśmy od niej żadnej wiadomości. Nagle jednak wróciła. Szczerze powiem, że nie wyglądała za dobrze: blada, chuda, jakaś taka wysuszona. Chyba chorowała. Przyjechała zabrać syna. Tyle tylko, że on nie chciał z nią nigdzie iść.
Czułam się, jakby ktoś wyrywał mi serce. Kochałam tego chłopca, choć nie był mój. Razem z Wojtkiem pragnęliśmy, by nadal z nami mieszkał, niestety jego matka nie chciała tego słuchać. Nie myśląc wcale o sytuacji, w jakiej znalazł się jej synek, bezwzględnie chciała go wyrwać ze stabilnej, kochającej rodziny.
Nie mamy pojęcia jak teraz postąpić. Boimy się o synka, takie zmiany nigdy nie są dobre dla dziecka a jego matka nie wygląda na osobę, której można zaufać.