Kilka lat temu znajoma opowiedziała mi, że jej sąsiadka, Beata, załamała się po stracie męża i syna. Obaj zginęli w wypadku samochodowym. Nie dziwiło mnie, że kobieta była zdruzgotana, sama mam dziecko i nie wyobrażam sobie być w takiej sytuacji. Beata przechodziła wiele etapów żałoby, straciła pracę, bo przestała do niej przychodzić, a na koniec po prostu zaczęła pić.
Wiedzie mi się nawet dobrze, mam swoją firmę sprzątającą, więc postanowiłam pomóc tej kobiecie. Nie było łatwo, Beata nie chciała mojego wsparcia, ale wytrwale przychodziłam do niej razem z moją znajomą i próbowałyśmy utrzymać ją w trzeźwości. W końcu zgodziła się podjąć u mnie pracę i obiecała przychodzić trzeźwa. Wiedziałam, że muszę jej zaufać, ale na początek wysyłałam ją na hale przeładunkowe, gdzie sprzątamy po godzinach pracy.
Stopniowo, gdy widziałam, że dotrzymuje danego mi słowa, przydzieliłam jej biurowiec – praca tam była zdecydowanie lżejsza i przyjemniejsza. Dziewczyny, które z nią pracowały, mówiły, że Beata jest przygnębiona i często przerywa sprzątanie i popłakuje w kącie. Nikt, oprócz mnie, nie znał historii Beaty i chciałam, żeby tak zostało, póki sama nie zechce się zwierzyć. Nie mogłam nic więcej dla niej zrobić.
Osobiście jeździłam odbierać pracę w tym biurowcu, bo to był klient VIP i wszystko musiało lśnić. Kilka razy widziałam, jak Beata szła w stronę domu po skończonej pracy. Zdziwiło mnie, gdy zobaczyłam koło niej psa. Ten widok zaczął się powtarzać. Pewnego razu zauważyłam, że dała psu kawałek kiełbasy, a on nagle zerwał się i gdzieś pobiegł. Może Beata przygarnęła tego pieska, nie wiedziałam, ale miałam nadzieję, że zwierzak wniesie do jej życia trochę radości.
Minęło kilka dni od tego zdarzenia i Beata przyszła do mnie z pytaniem czy mogłabym coś dla niej zrobić. Zażądała absolutnej dyskrecji. Widziałam szczęście w jej oczach i byłam niemal pewna, że chodzi o tego psa. Po kilku minutach okazało się, że bardzo się pomyliłam. Kobieta opowiedziała mi o ostatnich spotkaniach z psem, który za każdym razem biegł gdzieś z jedzeniem, które mu rzucała. Była zaciekawiona czemu nie je go od razu, więc dwa dni wcześniej postanowiła za nim pójść. Odkryła, że pies ma właściciela, małego chłopca, który mieszkał na opuszczonej działce. Chłopiec miał 8 lat i nazywał się Karol. Uciekł z domu dziecka, gdzie źle go traktowali i nie chciał tam wracać. Beacie bardzo przypominał zmarłego synka i chciała go adoptować, ale wiedziała jak ma to załatwić. Właśnie w tym celu poprosiła mnie o pomoc.
Następnego dnia wiedziałam już wszystko, zapoznałam się z procedurami i dyskretnie dowiedziałam się u samego źródła, czy są szanse przyznania dziecka samotnej kobiecie. Później skorzystałam z moich znajomości, trochę naciągnęłam kilka faktów o życiu Beaty, dałam jej podwyżkę, pomogłam odświeżyć mieszkanie i po miesiącu Karol mógł spędzić u niej weekend. Procedury trwały długo, ale chłopiec tak pokochał Beatę, że nikt nie miał wątpliwości i pozwolono jej go adoptować. Mieszka z nimi też pies, dzięki któremu Beata dostała szansę, by znów mieć rodzinę i sens życia.