Pamiętam jaka byłam przerażona, gdy na badaniach USG dowiedziałam się, że to bliźnięta. Nie mieliśmy wysokich dochodów z mężem i bałam się, że nie damy rady. To właśnie Paweł, mój ukochany, stopniowo przekonywał mnie, że jakoś to będzie. Po kilku dniach obawy niemal zniknęły i zaczęliśmy się cieszyć na myśl o dzieciach. Kiedy poznaliśmy płeć, zaczęliśmy przygotowania pokoju dla naszych dziewczynek, kupiliśmy im łóżeczka i kompletowaliśmy wyprawkę. Nasi rodzice bardzo nas wspierali finansowo, to miały być ich pierwsze wnuki, więc nie żałowali pieniędzy na pieluszki i malutkie ubranka.
W końcu nadszedł ten dzień, Paweł zawiózł mnie do szpitala, a potem pojechał do pracy. To były jeszcze czasy, kiedy nikt nie pomyślał o udziale ojca dzieci w porodzie. Nie obyło się bez komplikacji, poród zakończył się cesarskim cięciem. Obudziłam się dopiero na sali, rozejrzałam się i powoli dochodziło do mnie co się wydarzyło. Zawołałam pielęgniarkę i zapytałam co z moimi dziećmi. Niestety nie miała dla mnie dobrych wiadomości, przekazała, że jedna dziewczynka nie przeżyła. Nie umiałam w to uwierzyć, prosiłam o możliwość zobaczenia jej, ale nie dawali mi takiej możliwości. Powiedziano mi, że dziecko miało liczne deformacje i zadzwonili do ojca dziecka z prośbą o zgodę na kremację. Rozpaczałam z powodu mojej straty, ale musiałam być silna dla Paulinki i dla męża.
Długo dochodziłam do siebie po zabiegu, rana nie chciała się zagoić i byłam zupełnie bezsilna. Podnosiłam się tylko po to, by nakarmić małą. Przez tydzień byłyśmy w szpitalu, gdyż musiałam zostać na obserwacji mojej rany. W tym czasie mąż zorganizował pochówek Justynki, której prochy przekazano nam w szpitalu. Mąż prosił, byśmy już o tym nie rozmawiali.
Paulinka rosła jak na drożdżach, po dwóch latach miała już młodszego braciszka, Piotrusia. Paweł dostał lepszą pracę, rodzice wciąż nam trochę pomagali i ogólnie wiodło nam się nie najgorzej. Z biegiem lat było coraz lepiej, udało nam się wysłać Paulinę na studia, Piotra do dobrej szkoły technicznej, a ja znowu podjęłam się pracy.
Wydawało się, że mamy wszystko, czego nam trzeba, jednak niedawno nasze życie wywróciło się do góry nogami. Gdy byłam sama w domu, pod nieobecność męża i dzieci, zapukała do moich drzwi pewna starsza kobieta. Wyglądała niepozornie, myślałam, że chce pieniędzy, ale coś w jej oczach kazało mi nie zamykać drzwi. Gdy się odezwała, moje serce zamarło.
– Od lat męczą mnie wyrzuty sumienia. Twoja druga córeczka wtedy nie umarła, sprzedałam ją.
Momentalnie stanęła mi przed oczami tamta pielęgniarka, jakby to było wczoraj. Cały ten koszmar do mnie wrócił. Kobieta przepraszała mnie i błagała o wybaczenie. W pewnym momencie padła na kolana zalana łzami. Zebrałam się w sobie, podniosłam ją i poprosiłam, by weszła do mieszkania.
Zrobiłam jej herbatę i poprosiłam, by na spokojnie opowiedziała mi o wszystkim. Przyznała, że razem z ordynatorem oddziału położniczego, sprzedawali noworodki bogatym ludziom, którzy nie mogli spłodzić potomstwa, a matkom po porodzie wmawiali, że ich dziecko zmarło. Robili wszystko, by nie pokazywać ciała. Sprzedawali też dzieci porzucone przez matki w szpitalu, wtedy było mniej problemów. Tuż przed moim porodem mieli zapotrzebowanie na dziewczynkę dla pewnej zagranicznej rodziny. Całą operacją związaną z handlem dziećmi kierowała dyrektorka domu dziecka, która pomagała zorganizować odpowiedni dokumenty i całkiem dobrze płaciła. Pielęgniarka, która do mnie przyszła, zgodziła się w tym uczestniczyć, bo miała poważnie chorego męża, a leczenie go było bardzo drogie. Teraz zarówno ordynator, jak i dyrektorka nie żyją, a pielęgniarka nie może zaznać spokoju.
Widziałam w jej oczach szczery żal za swoje czyny i bardzo jej współczułam. Opowiedziałam tę historię mężowi, ale zdecydowaliśmy nie zgłaszać sprawy na policję, bo żal nam było tej kobiety. Ona i tak już pokutuje za swoje grzechy. Zdecydowaliśmy się na wynajęcie detektywa i szukamy naszej drugiej córeczki na własną rękę. Cieszymy się, że nasza córeczka jest gdzieś w świecie, cała nasza rodzina żyje nadzieją, że może kiedyś ją poznamy.
Momentalnie stanęła mi przed oczami tamta pielęgniarka, jakby to było wczoraj. Cały ten koszmar do mnie wrócił.
