Mój syn ożenił się kilka miesięcy temu. Moim zdaniem jest jeszcze niedojrzały i nie jest gotowy na poważny związek. Rozmawiałam z nim o tym i mówiłam mu, że nie ma co się spieszyć. On jednak nie chciał mnie słuchać i zrobił to, co uważał za słuszne.
Między synem, a jego wybranką jest dość duża różnica wieku. Dziewczyna ma 22 lata, a syn 31. Nie przeszkadza mi ta różnica wieku, ale trzeba znaleźć partnera życiowego, na którym można polegać. Zazwyczaj z osobą w podobnym wieku jest mniej powodów do nieporozumień. Jeśli chodzi o mojego syna i synową, to byli razem przez 2 lata. I nigdy przed ślubem nie mieszkali razem.
Ostrzegałam syna, że to małżeństwo źle się skończy. Dziewczyna jest jeszcze młoda, nigdy nie mieszkała bez rodziców i nie wie co to samodzielne życie. Wszystko stało się tak, jak mówiłam.
Dwa tygodnie po ślubie syn zaczął do mnie wydzwaniać. Prosił, żebym ugotowała mu coś do jedzenia. Mówił, że brakuje mu mojego domowego jedzenia. Mówił o jakichś problemach z żoną. Ale pewnego wieczoru podczas kolacji przyznał, że jego Maria jest złą gospodynią. Sprzątanie nie jest dla niej i gotować też nie chce.\
Jak się okazuje, dziewczyna odżywia się prawidłowo. Codziennie na śniadanie potrafi zjeść płatki i sałatkę. Jedynie co umie ugotować, to jajecznicę i makaron z serem. Ale mój syn miał dość jedzenia w kółko tego samego. Maria nie robi też wiele w domu. Zmywarka zmywa naczynia, a robot odkurzacz utrzymuje podłogę w czystości. Ale to nie wystarcza, żeby utrzymać porządek w domu.
Próbowałam porozmawiać z Marią, ale to była strata czasu. Ona nie zamierza niczego zmieniać. Właściwie to nawet próbowała mnie przekonać, że moje przepisy są szkodliwe i tak się teraz nie gotuje. I po co poświęcać tyle czasu na gotowanie, skoro jest tyle tanich, gotowych dań? A ona nie ma czasu na stanie przy garach. Maria jeszcze studiuje, i ma czas na manicure i częste zakupy.
Kiedy mój syn zobaczył, że żona nie radzi sobie z obowiązkami w domu, zaczął prosić mnie o pomoc. Prosił mnie, żebym za pieniądze gotowała dla niego, sprzątała. Ale jakoś źle się z czuję. Nie mogę uwierzyć, że kobiety są teraz tak leniwe, że nie potrafią nawet znaleźć czasu dla swojej rodziny. Czy tak trudno posprzątać dom i ugotować obiad dla męża? A co z dzieckiem? Kiedy byłam młodsza, udawało mi się bez większej pomocy zrobić wszystko jak należy, byle tylko zadowolić rodzinę. Po co mieć rodzinę, skoro nie umie się o nią zadbać? Nawet nie wiem, co zrobić w tej sytuacji, żeby pomóc mojemu synowi.
Jakie są wasze przemyślenia na ten temat?