Rok temu moja przyjaciółka, Aleksandra, kupiła sobie mieszkanie w pięknym budynku. Była w siódmym niebie ze szczęścia. Jednak jej szczęście nie trwało długo. Wkrótce sąsiad mojej przyjaciółki, który równocześnie był synem dozorcy, zaczął jej dokuczać: rzucał niedopałki na jej balkon, rozłączał kable w skrzynce na klatce, pukał nocą w jej drzwi i ukrywał się… Dozorca raz nawet wszedł do przyjaciółki i zaproponował, by sprzedała mieszkanie jego synowi za śmieszną cenę. Przyjaciółka przyszła do mnie ze łzami w oczach.
Biedna, próbowała sprzedać mieszkanie innym ludziom za normalną cenę, ale dozorca naopowiadała im takich historii, że nikt nawet nie przyszedł obejrzeć mieszkania. Pewnego razu do przyjaciółki przyszła Romka z dwójką dzieci. Kiedy dozorca opowiadał kobiecie, jak niepokorni są sąsiedzi Aleksandry, jakie to mieszkanie ma wady, dzieci Romki rozbijały dwa kubki dozorcy. Przez pół godziny, podczas gdy matka oglądała mieszkanie, dzieci narobiły takiego bałaganu, że klatkę schodową trzeba było sprzątać co najmniej dwa dni. Biegały między piętrami krzycząc w niebogłosy.
Kobieta powiedziała, że mieszkanie im odpowiada i wróci z pieniędzmi następnego dnia.
Nazajutrz rano, do Aleksandry zapukali dozorca, jego syn i kilku sąsiadów, ale nie z pustymi rękami, lecz z ciasteczkami i innymi smakołykami. Prosto z mostu błagali Aleksandrę, aby została w swoim mieszkaniu. Obiecali jej pomoc w każdej chwili, gdyby tylko potrzebowała, byleby tylko nie sprzedawała mieszkania nikomu innemu.
Tego samego dnia Aleksandra przyszła do mnie z uśmiechem od ucha do ucha, a potem razem pojechałyśmy do teatru do moich dobrych przyjaciół, którzy tak bardzo pomogli Aleksandrze w jej sytuacji.
Musicie przyznać, że za to przedstawienie, należy im się nagroda.